Polska Mapa Kiełbasy
Kiełbasopedia
Zakupy

Wędlina Wędrowca – polędwica suszona a’la parmen

05.01.2015 | kategoria: Artykuły, Ciekawostki

Sylwester za nami, mamy nadzieję, że bawiliście się równie dobrze jak my. Pora powoli wracać do pracy, ale nie rozpędzajcie się za bardzo, przed nami kolejny wolny dzień. My, Polacy, lubimy dwie rzeczy. To znaczy lubimy więcej rzeczy, ale dwie lubimy bardziej niż inne. Lubimy wolne dni (i kiedy tylko się da robimy tzw. „długie weekendy”) i lubimy kombinować. Obie te rzeczy są bardzo zdrowe i pożądane. Bo im człowiek bardziej wypoczęty, tym bardziej szczęśliwy. A im bardziej kombinuje tym mądrzejszy jest. I tutaj dosłownie rozbiliśmy bank. Mamy i wolne, i długi weekend, a i pokombinować swego czasu trochę trzeba było. Bo tak się szczęśliwie składa, że święto Trzech Króli wypada w tym roku we wtorek. Więc plan jest taki: bierzemy wolne 2 stycznia w piątek, 5 stycznia w poniedziałek i mamy tyle wolnego, że nawet policzyć nie potrafię. Drugi urlop niemalże. A gdzie tu kombinowanie? Ano nie zawsze Trzech Króli było dniem wolnym. W powojennej Polsce to był wolny od pracy dzień. Aż do 1960 roku. 16 listopada Sejm PRL-u podpisał stosowną ustawę i wolne się skończyło. Lata mijały, całe dziesięciolecia nawet, a ludzie pracowali 6 stycznia. Aż nagle ktoś się odważył i zaczął przebąkiwać, że przydałoby się przywrócić wolny od pracy dzień. Ale inne mądre głowy zaczęły protestować i twierdzić, że i tak mamy za dużo wolnego, że rynek pracy na tym straci, że pracodawcy zbiednieją i takie tam gadanie. Ale, że lobby katolickie mamy w Polsce silne zatem udało się osiągnąć kompromis. Istniał wówczas zapis w prawie pracy, że jeżeli jakieś święto przypada w sobotę (czyli w dzień, w który zasadniczo się nie pracuje) to pracodawca musi oddać pracownikowi w zamian inny dzień wolny. Tak żeby wolny dzień był, skoro jest święto. Nie pytajcie nas o co w tym chodzi, my tego nie rozumiemy. Zatem dogadane zostało, że 6 stycznia będzie dniem wolnym, jeśli zostanie usunięty zapis o oddawaniu wolnego dnia za święto przypadające w sobotę. Każdy to zaakceptował, każdy był zadowolony. We wrześniu 2010 roku rozpoczęto prace legislacyjne i już w listopadzie prezydent Komorowski podpisał stosowne papiery. 6 stycznia 2011 był pierwszym od 1960 roku dniem Objawienia Pańskiego (bo tak właśnie nazywa się ten dzień w nomenklaturze katolickiej) wolnym od pracy. Taki stan rzeczy trwał rok, czy dwa lata. Ale krzyk się podniósł, że to takie przecież mało fajne jest zabieranie mam tego wolnego dnia za sobotnie święta. Że przecież skoro było wolne to się należy i nadal ma być. Trybunał Konstytucyjny się sprawie przyjrzał, zbadali co trzeba, pomedytowali i orzekli, że faktycznie to jest działanie niekonstytucyjne. I został przywrócony zapis o oddawaniu wolnego dnia za święto przypadające w sobotę. A wolny dzień na Trzech Króli oczywiście pozostał, nie został już cofnięty. Ot takie to nasze polskie kombinowanie.

Ale przejdźmy do sedna artykułu. Otóż dzień Objawienia Pańskiego (popularnie zwany świętem Trzech Króli) kojarzy nam się z wędrówką owych królów, mędrców. Według tradycji chrześcijańskiej były to osoby, które miały podążać za Gwiazdą Betlejemską w poszukiwaniu miejsca narodzin Jezusa Chrystusa. Podążali, aby przekazać Jezusowi dary i złożyć pokłony. Nie bardzo wiadomo ile ta wędrówka trwała, ale zapewne była długa. A w drodze coś jeść trzeba. I z tym właśnie wiąże się nasz dzisiejszy przepis, który dla was przygotowaliśmy. Otóż co można zabrać w długą drogę, tak żeby się nie zepsuło, żeby można było jeść w drodze, żeby problemu nie sprawiało? Nic bardziej nie spełnia tych kryteriów niż suszona polędwica…, taka wędlina wędrowca. Zrobiona na wzór szynki parmeńskiej. Czyli coś co można po plasterku żuć niemalże, zaspokajając głód w podróży. Oczywiście zastosowanie takiej polędwicy jest nieograniczone, nadaje się nie tylko w podróży. Na przykład jest doskonałym dodatkiem do pizzy. Ale o pizzy może innym razem coś napiszemy… Taka suszona polędwica z pewnością byłaby dobrym rozwiązaniem dla trzech mędrców, podróżujących zimą po nieznanych terenach. A zanim podamy Wam przepis mamy jeszcze ciekawostkę. Sławetne, pisane na drzwiach K+M+B. Zwyczaj ten istnieje od XVIII wieku. Ale co to właściwie oznacza? Większość ludzi (żeby nie zaryzykować stwierdzenia, że wszyscy) uważa, że to po prostu pierwsze litery imion trzech króli podążających do Jezusa. Nic bardziej błędnego. Wcześniej pierwszą literą nie było K, tylko C. Zostało zamienione na K zapewne po to żeby lepiej pasowało do teorii o imionach króli. A prawda jest taka, że oznacza to po prostu Christus Mansionem Benedicat, czyli Niech Chrystus błogosławi temu domowi. Ewentualnie czasem można spotkać również rozwinięcie tego skrótu (według św. Augustyna) jako Christus Moltorum Benefactor (Chrystus dobroczyńcą wielu).

Teraz już możemy przejść do przepisu na suszoną polędwicę, prawdziwą wędlinę wędrowca. Mamy nadzieję, że jej smak spowoduje, że na stałe zagości w Waszych kuchniach, na Waszych stołach.

Większość przepisów (żeby nie zaryzykować stwierdzenia, że wszystkie), z którymi się spotkaliśmy mówi, żeby mięso obtoczyć w cukrze. My akurat uważamy, że to jest zupełnie zbędne, ponieważ cukru są rozkładane przez bakterie mlekowe. Które akurat nie bytują na mięsie. Zatem użycie cukru nie dość, że niczego nie wnosi to jeszcze powoduje słodki posmak mięsa. A to nie jest nam potrzebne. Prawdopodobnie ktoś kiedyś wymyślił przepis z cukrem, a wszystkie obecnie dostępne przepisy są modyfikacją tego jednego. W ogóle jest w nich bardzo duża ilość przypraw wszelakich. My ograniczyliśmy je do naprawdę niezbędnego minimum (czyli tylko sól i ziarna kolendry). Wszystko po to, aby maksymalnie wydobyć smak samego mięsa. I mamy nadzieję zaszczepić w Was nowy trend, aby rozsądnie używać przypraw, wtedy, gdy one faktycznie są potrzebne. I mamy również nadzieję, że ten przepis wytyczy nowy kierunek w wędlinach dojrzewających.

Smacznego!

Paweł i Magda Marder
autorzy bloga www.chleby.info

Paweł: miłośnik jedzenia, fan kuchni, autor książki poświęconej domowemu wypiekowi chleba.

Zobacz przepis: Polędwica suszona a’la parmen.

 

Przeczytaj również inne artykuły


Reklama

reklama reklama reklama