Pod koniec ubiegłego roku został złożony wniosek o rejestrację krupnioka śląskiego w europejskim systemie Chronionych Oznaczeń Geograficznych. Projekt złożyło stowarzyszenie o wiele mówiącej nazwie “Krupnioki Śląskie”. Przynajmniej wiadomo, jaki mają program, oraz że zrobią wiele aby go zrealizować.
System Chronionych Oznaczeń Geograficznych od pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych chroni receptury produktów regionalnych mając na względzie dobro lokalnych producentów. System ten nie tylko chroni prawnie przepis, czyli metodę wykonania wraz z dopuszczalnymi półproduktami, ale również – a w pewnych przypadkach przede wszystkim – miejsce, w którym dany produkt jest wytwarzany.
Nie jest to najbardziej restrykcyjny system, jeżeli chodzi o względy geograficzne. W przypadku krupnioka śląskiego system Ch.O.G. zastrzega, że proces produkcji będzie miał miejsce na Śląsku, jednak surowce, np. wątroby wieprzowe czy cebula, mogą pochodzić z innych regionów. Systemem bardziej restrykcyjnym jest Chroniona Nazwa Pochodzenia, zakładający, ze całość procesu produkcji – od wytwarzania surowców po dystrybucję – ma miejsce w określonym regionie. Przykładem polskiego produktu chronionego tym systemem jest oscypek.
“Krupnioki śląskie” uznały jednak, że system Ch.O.G. wystarczy, co wydaje się być mądrą decyzją zważywszy na szeroką dostępność niezbędnych surowców i drogę, jaką trzeba przebyć od projektu do rejestracji – w przypadku Ch.N.P. jest on o wiele dłuższy. – Po to Unia wymyśliła 3 sposoby rejestracji produktów regionalnych i tradycyjnych, by jak największa grupa produktów mogła się wpasować w specjalny regulamin i sposoby rejestracji. – tłumaczy Grzegorz Miketa, prezes stowarzyszenia. Akurat krupnioki śląskie są bardzo specyficznym wyrobem i ze względu na okres występowania jak i sposób jego przygotowania zadecydowały o tym, że rejestrujemy go właśnie w tym a nie innym systemie.
Unijne parasole ochronne w postaci oznaczeń pochodzenia geograficznego mają tyluż zwolenników co przeciwników. Z jednej strony trafiają do nas argumenty o wzroście cen przez certyfikaty, za którymi niekoniecznie idzie wzrost jakości. Z drugiej słuszną wydaje się być idea edukacji społeczeństwa i gwarantowania wysokiej jakości rodzimej produkcji.
– Rejestracja w Ch.O.G. niesie bardzo duże korzyści, ponieważ w dzisiejszych czasach, kiedy tych znaków towarowych, znaków jakości, wszelkich certyfikatów mamy tak dużo, że klient zaczyna się w tym wszystkim gubić, traci orientację – mówi Miketa. Niejednokrotnie są to znaki tworzone na potrzeby konkretnych organizacji, jednak znaki, które nadaje Unia Europejska, tak zwane “słoneczka” tych trzech systemów są przede wszystkim znane w całej Unii, zwłaszcza w starych państwach członkowskich mają one duże poważanie. Jakość wyrobów opatrzonych takimi znakami jest weryfikowana przez instytucje kontrolne.
Co więcej, powinna cieszyć świadomość, że na lokalnej tradycji mogą wreszcie zarobić ci, którzy tej tradycji są częścią. Lokalne zakłady przetwórcze, które wespół w zespół utworzyły stowarzyszenie i z pętem krupnioka na sztandarach ruszyły na podbój europejskiego podniebienia. Zatem pieniądze wydane na rdzenny produkt śląski nie trafią do wielkich koncernów, ale zostaną tam gdzie powinny. A więc skorzystają wszyscy.
– Unijny certyfikat jakości daje możliwość pozyskania funduszy na promocje krupnioków śląskich – wymienia kolejne korzyści prezes Miketa. Stojąc na straży interesów producentów krupnioków śląskich staram się im też troszeczkę pomóc w tych trudnych czasach. Trzeba brać przykład z innych regionów, które pięknie wykorzystują możliwości płynące z rejestracji. Może uda nam się pokazać ten wyrób nie tylko na Śląsku, ale w całej Polsce, wypromować go, a przez to – co tu dużo mówić – więcej sprzedać. – kwituje prezes stowarzyszenia.
Oczywiście krupnioki bez glejtu nie znikną z rynku, tak jak coś co udaje oscypek nie zniknęło z dworca Warszawa Wschodnia. Wciąż będzie on dostępny w lodówkach supermarketów w wielu odmianach. Zgaduję, że pojawi się “krupniok sądecki, śliski, sielankowy, katowicki, bytomski, itp. Jednak bardziej wnikliwa obserwacja pozwoli na odnalezienie tego właściwego “krupnioka śląskiego”. A certyfikat europejski będzie świadczył o wysokiej jakości surowców.
Krupniok od dawna trafia na stoły, tym razem jednak jest to stół urzędniczy. I to nie byle jaki, bo europejski. I choć z naszej perspektywy – smakoszy i ludzi doceniających wysoką jakość produktów – niewiele się zmieni, to jednak każdy krok wiodący do poprawy jakości żywności cieszy jak najbardziej. A i społeczeństwo zyska, nie tylko śląskie! Tymczasem jednak może sami zróbmy krupniok? No co, na własny użytek można i na Pomorzu, a co!
Marcin