Dzisiaj chcielibyśmy przybliżyć Wam czasy minionego ustroju. Słusznie minionego. Chociaż, jak tam sięgamy pamięcią, przypominamy sobie momenty, które nawet trochę zabawne były. Zabawne teraz, z perspektywy czasu. Bo wtedy pewnie wcale takie nie były. Wtedy to w ogóle niewiele zabawnych rzeczy było. Szara smutna rzeczywistość z dość ograniczonymi perspektywami (chociaż z drugiej strony, jak tak się teraz nad tym zastanawiam, dokładnie tymi sami słowami można by było dzisiejsze czasy opisać). Ale, czyniąc drobną dygresję, posłużę się zdaniem, które wymyśliłem kilka lat temu: „Życie jest jakie jest, a każdy ma to, na co się odważy”. No właśnie… Problemem minionego ustroju było to, że o tę właśnie odwagę było trudno, każda próba odstępstwa od normy (czyli od wegetacji) była tępiona i karana. Teraz, po latach, możemy z mieszanym sentymentem i lekkim uśmiechem na ustach powspominać sobie.
Z czym kojarzy się Wam PRL? Moje pierwsze skojarzenie to słowa „Pani tu nie stała!”. Otóż to. Wszechobecne kolejki po wszystko. Tutaj mamy pewien paradoks, bo w sklepach nie było nic, a kolejki były stale i po wszystko. Tak sobie myślę, że gdyby kolejki były dyscypliną olimpijską to pewnie, dzięki dziesięcioleciom treningów mielibyśmy pierwsze miejsce jak w banku. A poza umiejętnością stania w kolejkach równie dobrze wychodziło nam wrodzone, wyssane z mlekiem matki, cwaniactwo i kombinatorstwo. Więc po co stać godzinę, dwie, albo cztery w kolejce skoro można się wepchnąć, zakombinować i być prawie na początku. Dlatego właśnie stale, co chwilę, nad głowami kolejkowiczów unosiło się głośne „Pani tu nie stała!”. Tak, to chyba moje najbardziej zapamiętane wspomnienie PRL-u.
Wtedy też w świadomości Polaków powstał klasyczny portret Matki Polki. Czyli kobiety zaradnej. Bo wiadomo: mężczyzna pracuje w fabryce, a po całym dniu wraca zmęczony i musi dobrze zjeść. A kobieta dba o dom. Czyli wciela się w rolę myśliwego i nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak, musi zdobyć produkty na porządny, pożywny obiad. Czyli z dzieckiem na ręku (a najlepiej dwójką dzieci) stoi w kolejce, w drugiej ręce trzyma dopiero co upolowany papier toaletowy, w trzeciej ręce koszyk jajek (pewnie się wymieniła z sąsiadką, która ma wtyki na wsi za kartki na czekoladę), a przy pomocy czwartej ręki toruje sobie drogę w kolejce. Tak, kobiety niegdyś czyniły rzeczy niemożliwe. A oprócz całodziennego stania w kolejkach musiały też przecież dbać o dom. Te kilka rąk więcej niż u mężczyzn doskonale i tutaj się spisywało. I taka myśl mnie teraz naszła: Gdzie powinien stać pomnik Matki Polki? W kolejce. Na pomniku będzie napis: „Pani to nie stała”. Ale będzie też drugi napis: „Zamienię pomnik na dwie pary rajstop. Matka Polka”.
No właśnie, czasy Polski Ludowej to generalnie czasy absurdu. Na przykład żeby chociaż trochę ukryć niedostatki mięsa w okresie świątecznym był pomysł żeby sprawić wrażenie obfitości w sklepach. To znaczy żeby nie sprzedawać wszystkiego od razu. Nazwane to zostało „poczucie zaspokojenia rynku” (deficyt był wszystkiego, ale złotoustych polityków akurat nigdy nie brakowało). Planowano więc, że np. szynki z kością będą w sprzedaży do 10 grudnia, a szynki bez kości pojawią się od 16 grudnia. Miało to stworzyć wrażenie stałej obecności mięsa w sklepach.
Takich absurdów było tak wiele, że nikt już tego nie zliczy. I dobrze, teraz żyjemy absurdami dnia codziennego. Warto jednak jeszcze wspomnieć o niesamowitym pomyśle, który narodził się w głowach władzy w 1965 roku. Warto wspomnieć, bo pośród morza absurdu to był istny ocean. Otóż powstał pomysł, produkowania kiełbasy sojowej. Skoro nie ma mięsa to można ludzi trochę oszukać i podrzucić im trochę roślin o wyglądzie kiełbasy. Soja w sumie smaczna, więc każdy byłby zadowolony. Państwo dba o obywatela, a obywatel ma co jeść. Plan faktycznie w swojej prostocie genialny. Niestety tak szybko jak powstał, tak szybko też upadł. Okazało się niestety, że w Polsce naprawdę wielu rzeczy brakuje. Soi również..
Jedna rzecz natomiast była w Polsce Ludowej dobra. Paradoksalnie ta sama rzecz doprowadzała do braków żywieniowych. Otóż mięsa w sprzedaży było za mało przede wszystkim dlatego, że w mięsie było mięso. Wędliny też głównie z mięsa się składały. Dawniej, inaczej niż teraz, z jednego świniaka, czy jednej krowy, można było wyprodukować ograniczoną ilość mięsa. Dzisiaj limit właściwie zależy jedynie od fantazji producenta. Taki, załóżmy, kilogram mięsa się takiej obróbce podda, że pół osiedla się tym wyżywi. Czego oczywiście nie polecamy. My propagujemy zdrowe i smaczne żywienie. A wiadomo, że najlepiej zrobić samemu, wtedy wiadomo co jest w środku. Dlatego dzisiaj zachęcamy do zrobienia wspomnianej kiełbasy sojowej. Tak nas ten absurd PRL-u zainspirował, że nie potrafiliśmy odpuścić. Ale nie będzie to danie wegetariańskie. W końcu to portal Dobra Kiełbasa, musi być więc coś prawdziwego w tej kiełbasie. Będzie zatem w prawdziwym zwierzęcym jelicie. Wszak lubimy nowoczesność, ale również cenimy sobie tradycję. Zapraszamy zatem na ostre kiełbaski sojowe z pieczarkami.
Paweł i Magda Marder
autorzy bloga www.chleby.info
Paweł: miłośnik jedzenia, fan kuchni, autor książki poświęconej domowemu wypiekowi chleba.